Przejdź do głównej zawartości

Gus gus w 1500m2


Po godzinie ósmej mijamy główną bramkę klubu 1500m2. Trwa didżejski set, jest głośno, ale to jeszcze nie Gus Gus. Kręcimy się po wnętrzu. W sali po lewej stronie słychać inną muzykę od tej z koncertu. Chcemy tu zostać na chwilę, żeby wymienić się pierwszymi uwagami, ale co jakiś czas musimy sprawdzać co się dzieje w głównym pomieszczeniu. Pierwsze spostrzeżenie: akustyka jest bardziej klarowna niż podczas poprzednich imprez w tym miejscu, poza tym od samego początku jest dość tłoczno. Wychodzimy na dziedziniec - tutaj dochodzi nas muzyka ze środka. Robimy jeszcze kilka rund po klubie. Koncert zaczyna się przed czasem. Gdybyśmy tego nie sprawdzili na pewno stracilibyśmy pierwszy utwór. Mniejsza o większość, najważniejsze, że zdążyliśmy. 

Jak bardzo dopisała publiczność tego wieczoru widzimy dopiero teraz, bowiem część słuchaczy, aby coś widzieć obserwuje show ze schodów. My jednak postanawiamy usytuować się bliżej sceny. Do końca hali prowadzą nas nadmuchane przez zielonkawo-niebieskie wizualizacje grzyby dymu. Zgodnie z tym co udało nam się ustalić przed występem, Islandczycy rozpoczynają utworem z najnowszej płyty. Zresztą najnowsza twórczość grupy będzie dominowała tego wieczoru. Na scenie znajduje się pięć osób, ale zza filaru, gdzie jesteśmy udaje nam się dostrzec  trzy w porywach do czterech osób. Już wiemy czemu mimo dużej frekwencji za filarami jest takie przerzedzenie. Do tego wielkość podestu bardzo ogranicza ruch sceniczny i staje na tym, że widzimy tylko profile Earth, Presidenta Bongo i Biggi Veiry. Czasami w kadrze pokazuje się Hogni Egilsson a Daniel Agust obecny jest tylko śpiewem, chociaż parę razy udaje mi się dostrzec jego ręce przedzierające się przez opary dymu. 

Nie mam większych zastrzeżeń co do nagłośnienia koncertu. Największe wątpliwości budzi we mnie siła wyrazu, a właściwie jej brak. Nie wiem na czym polega to wytracanie ekspresji. Może przez progresywność samej muzyki: kilkuminutowe rozwijanie elektronicznych motywów, wplatanie starych wątków w nowe utwory, wszystko to nieco wyhamowywało energię muzyczną. A może przez to, że występ przypomina bardziej set didżejski a nie koncert. Utwory łączą się ze sobą, zlewając się w jedną całość. Brakuje pauz i zmian tempa. Przy trzecim czy czwartym utworze Bongo eksponuje linię rytmiczną i robi się bardziej dynamicznie, ale i tego zabiegu starcza tylko na chwilę. Może narzekam dlatego, że nie do końca dostrzegam to, co dzieje się na scenie, a może to właśnie sprawia, że bardziej obiektywnie oceniam występ Islandczyków.  Z utworów, które zrobiły na mnie największe wrażenie wymieniłbym Add this song z genialnym wokalem Daniela Agusta, Magnified love oraz Over na koniec podstawowego setu. Na bis grupa zagrała rewelacyjny David oraz Moss (jedyne utwory ze starszych wydawnictw). Kompozycji, które nie pojawiły się w czwartkowy wieczór jest zbyt wiele żeby wymieniać i ci, którzy czekali na starsze dokonania grupy mogli poczuć się zawiedzeni. Ja natomiast w oczekiwaniu na bis, gdy część słuchaczy powoli zaczęła opuszczać salę, zająłem lepsze miejsce. Dzięki temu nieco ciekawiej zakończył się dla mnie ten występ. 

Fragment koncertu Gus gus z Warszawy z klubu 1500m2 (20.10.2011)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Melodramatem w blockbustera – Matrix wersja 4.1

Thomas Anderson jest uznanym twórcą gier komputerowych. Sławę w świecie cyfrowej rozrywki zawdzięcza trzyczęściowej serii gier RPG o nazwie Matrix. Przyjęło się, że bezpośrednią inspiracją do ich stworzenia było anime Ghost in the Shell, twórczość pisarska K. Dicka i Gibsona oraz platoński motyw idei i cieni. Niewiele osób jednak wie, że to narracja stworzona na potrzeby medialne. Prawdziwy wpływ na wykreowany w grze świat, w którym ludzkość stała się źródłem energii dla rządzących światem maszyn, miało spotkanie w warsztacie motocyklowym na obrzeżach Nowego Jorku. Pewnego jesiennego popołudnia Anderson udał się do niego w celu naprawy elektrycznej hulajnogi. Zachwycił się w nim zjawiskową ubraną w czarny doskonale opinający sylwetkę kombinezon damą. A także jej czarnymi przylegającymi do głowy niczym uniform krótko przystrzyżonymi włosami. Sposób, w jaki wjechała przez drzwi warsztatu, zarzucając tylnym kołem wyścigowego motoru, by z gracją, ale i odrobiną nonszalancji zsiąść z niego

Fair trade vs branża mody

  Ubraniowe DIY Przeglądając ostatnio facebookową ścianę, trafiłem na rolkę, w której szczupła modelka w doskonale przylegającej do ciała, beżowej spódnicy, wsuwa pod nią – jeden po drugim – trzy małe zwężające się ku środkowi pierścienie, a na powstałe na zewnątrz wypukłości nakłada gumkę lub sznurek. W ten sposób prosta kreacja zyskuje ciekawą aplikację w postaci upiększających spódnicę wypustek. Być może w takim stroju ciężko byłoby zaszaleć, ale zapozować do zdjęcia lub wyjść do restauracji już tak. Filmiki, na których stylistki lub blogerki modowe dzielą się podobnymi pomysłami, jest wiele. Co ciekawe odbierają je również osoby, któ re nie mają zdolności krawieckich, lub boją się konfrontacji z maszyną do szycia. Jeżeli brakuje nam pomysłów, wystarczy w wyszukiwarkę wpisać kilka fraz kluczowych. Po zdaniu „jak kreatywnie przerobić ubranie” pojawią się nam propozycje takie jak: świetny pomysł, jak przemienić męską koszulę w wyjątkową bluzkę, jak dokonać metamorfozy swetra, jak

arcturus - sham mirrors

ci, którzy liczyli na kontynuacje karnawałowego szaleństwa niech wiedzą, że cyrk zwinął swe powoje. nie ma karłów i kramów o zapachu kadzidła i pieczonego mięsa, nie ma też cyrkowców i połykaczy ognia. od akrobacji na linie bliżej było artystom do gwiazd niż zebranej na ziemi gawiedzi. nic dziwnego zatem, że ich wzrok utkwił na tajemnicy nieba. chyba wtedy właśnie muzycy na nowo odkryli gwiazdę w konstelacji wolarza. owe ciało niebieskie, kryjąc w sobie odpowiedzi na pytania o czas, absolut i bezkres, iluminuje intensywną, choć niespełna 43-minutową kaskadą gitarowo-klawiszowych emisji zbliżających się do tajemnic kosmosu. forma utworów, jak już sobie powiedzieliśmy, snuje się gdzieś w korytarzach nieba, a sposób aranżacji materii lśnienia przywodzi na myśl kompozycje progresywno-rockowe lat 70-tych. „arcturus” nadaje jednak swym utworom cięższy wydźwięk, posiłkując się przy tym audionowinkami ze świata brzmień ekstremalnych, ale nie tylko… bo sam proces zatopienia partytur we wsze