Przejdź do głównej zawartości

Melodramatem w blockbustera – Matrix wersja 4.1

Thomas Anderson jest uznanym twórcą gier komputerowych. Sławę w świecie cyfrowej rozrywki zawdzięcza trzyczęściowej serii gier RPG o nazwie Matrix. Przyjęło się, że bezpośrednią inspiracją do ich stworzenia było anime Ghost in the Shell, twórczość pisarska K. Dicka i Gibsona oraz platoński motyw idei i cieni.

Niewiele osób jednak wie, że to narracja stworzona na potrzeby medialne. Prawdziwy wpływ na wykreowany w grze świat, w którym ludzkość stała się źródłem energii dla rządzących światem maszyn, miało spotkanie w warsztacie motocyklowym na obrzeżach Nowego Jorku. Pewnego jesiennego popołudnia Anderson udał się do niego w celu naprawy elektrycznej hulajnogi. Zachwycił się w nim zjawiskową ubraną w czarny doskonale opinający sylwetkę kombinezon damą. A także jej czarnymi przylegającymi do głowy niczym uniform krótko przystrzyżonymi włosami. Sposób, w jaki wjechała przez drzwi warsztatu, zarzucając tylnym kołem wyścigowego motoru, by z gracją, ale i odrobiną nonszalancji zsiąść z niego – z miejsca zawładnął jego wyobraźnią. Na taką swobodę pozwalali sobie wyłącznie bohaterowie jego gier. Tę śmiałość, zamkniętą w zmysłowym lateksowym kombinezonie, miał teraz przed sobą.

Tiffany – powiedziała, zdejmując czarne okulary i wyciągając w jego kierunku dłoń. Jestem właścicielką warsztatu. W czym mogę pomóc? Mimo że Thomas nie mógł widzieć swojego wyrazu twarzy, wiedział, że jest zbliżony do tego, jaki przybrał niegdyś w pokoju dyrektora szkoły średniej w Toronto, dowiedziawszy się, że zostanie kronikarzem kącika szachowego. Powściągliwa, posągowa czujność pojawiała się zawsze w ważnych momentach jego życia. Jakiś czas później, gdy już we własnym gabinecie ujrzał swoje odbicie w lusterku imitującym okładkę Time’a z napisem Men of the year, przekonał się, że to oblicze było z nim od zawsze. Niemniej lubił myśleć, że przyjmuje je tylko w wyjątkowych chwilach. Chciałbym naprawić hulajnogę. Elektryczną – odpowiedział z lekko drżącym głosem.

Ich spotkanie, choć inspirujące, nie mogło być rudymentem wielopoziomowego projektu, jakim stała się trylogia o wybrańcu imieniem Neo. Istotną rolę w jego koncepcie odegrała rodzina Tiffany – mąż i ich dwójka dzieci. Poznanie obojga określiło, w którą stronę zmierzy gra. W bliższym planie ukazywała zniewolenie ludzkości przez maszyny. Głębiej chodziło o manipulację pamięcią bohaterów, w wyniku której przypisani sobie w świecie rzeczywistym ludzie, w rzeczywistości rozszerzonej pozostają sobie całkowicie obcy. Słowem to sztuczna inteligencja, modelując pamięć Tiffany i Thomasa, stanęła na ich drodze do szczęścia, a dodatkowo stworzyła algorytmy męża i dzieci Tiffany.

Aby zwrócić uwagę Tiffany, Thomas postanawia zapisać się na siłownię. Oczywiście czuje absurdalność swojego pomysłu, ale ma nadzieję, że ćwicząc wirtualne mięśnie, wzmocni te realne, które aktualnie znajdują się w jednej z kapsuł wielopoziomowych hodowli ciągnących się ku niebu i doglądanych przez maszyny. Pracując nad nimi, wierzy, że rozbuduje również te prawdziwe. W jaki sposób? Skupiając siłę woli na zintensyfikowaniu impulsów elektrycznych, które wzmocnią skurcze zwrotne budujące jego sylwetkę.

Któregoś dnia podczas porannej toalety, rzuca oko na odbitą w lustrze twarz o niezmiennym wyrazie. Dotyka gładkiej powierzchni zwierciadła. Staje się to, co zawsze przewidywał: jego palec przenika przez taflę. Cofanie go przypomina wyciąganie łyżeczki ze słoika z miodem. Algorytmy oparte na analogiach – pomyślał. Jeszcze raz zbliża twarz do lustra, wspina się na umywalkę i przechodzi na drugą stronę. Tę prawdziwą. Zbliża się do kapsuły, w której leży jego ciało. Z zadowoleniem zauważa, że wytężona praca umysłu opłaciła się – mięśnie się powiększyły. Może rzeźba nie jest jeszcze tą wymarzoną, ale na tle innych ciał, prezentuje się całkiem znośnie. Kilka razy staje też nad kapsułą Trinity. Wstrząsa go widok bezbronnego ciała podłączonego gumowymi wenflonami do gniazd w ciele, które podtrzymują jej biologiczną aktywność. Chce ją zbudzić, ale przypomina sobie, że jest zimno, a ona jest całkiem naga. Zanim wytłumaczy ich położenie, jej ciało się wyziębi. Widok bezdusznej pracy maszyn sprawia, że ogranicza wypady na drugą stronę lustra. Postanawia zaprosić Trinity na kolację, na której będzie chciał namówić ją na wspólne wyjścia na siłownię.

Thomas Anderson może mieć przesłanki ku temu, by myśleć, że Tiffany jest dla niego kimś więcej niż przypadkowo spotkaną osobą, ponieważ w chwili ich „pierwszego” vis a vis z jej ust usłyszał pytanie: Czy my się nie spotkaliśmy wcześniej? Nabiera pewności, że w prawdziwym życiu byli parą, a napięcie między nimi wyzwoli zniewolone masy. Zwracający się do niego imieniem Neo wewnętrzny głos dyktuje mu szczegóły uniwersum Matrixa. W pocie czoła pisze skrypt gry, której protagoniście nadaje własny rys. Jest nim introwertyczny, uzdolniony haker, który w godzinach pracy zamienia się w szeregowego programistę, natomiast nocą surfuje w darknecie, szukając potwierdzenia, że otaczający go świat, nie jest tym, czym się wydaje. Jego poszukiwania doprowadzają go do grupy buntowników kierowanej przez enigmatycznego Morfeusza. Zanurzony w teoriach spiskowych nie dziwi się, gdy podczas kąpieli jego łazienką przechadza się elegancki czarny kot z dzwoneczkiem u szyi. Zwierzę dosiada podarowaną mu na czterdzieste urodziny gumową, żółtą kaczuszkę i dryfuje między puszystymi falami piany. Neo jest pewien, że sprytne algorytmy chcą odwrócić jego uwagę od prawdziwego oblicza świata.

Tiffany, Morfeusz i jego grupa całkowicie zawładają myślami Thomasa. Pojawiają się w niemal każdym jego śnie. W tym czasie Neo kończy scenariusz gry, w której umieszcza postać Tiffany pod zmienionym imieniem – Trinity. Wydaje mu się ono adekwatne do roli, jaką ma ona odegrać w trylogii. Podglądając ją przez kamery przemysłowe, gdy na czarnym ścigaczu mknie przez wylotówki Nowego Jorku, nie ma wątpliwości, że jest ona jego wybranką. Thomas aka Neo postanawia stawić czoła rzeczywistości i spotkać się z Tiffany. Odbiór elektrycznej hulajnogi jest idealnym pretekstem. Nie płaci za naprawę – zamiast tego zaprasza Trinity na przedpremierowy pokaz gry, której jest autorem. Robi to z takim samym wyrazem twarzy, jaki niegdyś przybrał w pokoju dyrektora szkoły w Toronto. Znowu padają słowa o tym, że musieli się już wcześniej poznać. Tiffany, trochę wbrew sobie, zdradza, że pod wpływem syna, który jest fanem gier Thomasa, zrobiła o nim research. Sielankową jak na warsztat motocyklowy atmosferę przerywa głos córki Tiffany: Chodźmy, tata chce nas odwieźć do domu.

Tiffany na premierowej prezentacji Matrixa nie czuje się do końca swobodnie. Peszy ją obecność geeków i wymowne spojrzenia rzucane przez Thomasa. Nie umyka jednak jej uwadze podobieństwo bohaterki gry do niej samej. Otoczony wianuszkiem fanów Neo, przeprasza grupę i wychodzi do toalety. W chwili, gdy opłukuje twarz, z boksu obok wychodzi Morfeusz. Jest ubrany w żółty garnitur, czerwoną apaszkę i lakierki w takim samym kolorze. Trzaska obcasami i w zwierciadle pojawia się obraz Neo, jako programisty-zbawiciela ratującego świat. Morfeusz gratuluje Thomasowi umiejętności przejrzenia rzeczywistości i proponuje zażycie czerwonej pigułki, która ma przenieść go do prawdziwego świata – króliczej nory, która jest już tylko norą. Thomas się jednak waha i nie zażywa tabletki. Wychodzi. Gdy zostaje sam, wybiera numer do psychoanalityka, który otrzymał niegdyś od swojego szefa o nazwisku Smith i umawia się na wizytę.

Nazajutrz opowiada psychiatrze o Morfeuszu i o tym, czym jest matrix. Przypominający Barneya Stinsona ze znanego sitcomu lekarz – a Neo zawsze wolał postać Teda, z miejsca zostaje skreślony w jego oczach. Po sporządzeniu notatek psychiatra przepisuje Thomasowi tajemnicze tabletki w niebieskim kolorze. Thomas nie ma już wątpliwości. Pigułka otwierająca drogę do prawdy, którą oferował mu Morfeusz, miała kolor czerwony, niebieska zatem musi cementować zastany układ. Pozornie zgadza się z postawioną diagnozą – wczesne stadium schizofrenii paranoidalnej – jednak postanawia nie przyjmować pigułek. Następnego poranka, gdy po zanurzeniu szczoteczki w łazienkowym lustrze znajduje na niej zielony mech, utwierdza się w przekonaniu, że on i ludzkość są oszukiwani. Teraz musi już tylko przekonać do tego Trinity. Jej numer dostaje od Bugs, członkini grupy Morfeusza, która na zasadzie kopiuj-wklej, pobiera go z zielonej matrycy ekranu Nabuchodonozora i przesyła na smartfon Neo. W ramach przeprosin za opuszczenie premiery bez pożegnania Neo zaprasza Trinity na kolację.

Long Island. Urocza kafejka nad zatoką. Przed spotkaniem z Tiffany Neo rezygnuje z przywdziania krzykliwej kreacji. W lokalu pojawia się spóźniony. Ma na sobie wełniany płaszcz trzy czwarte w kolorze brunatnym i beżowy T-shirt z kołnierzykiem w łódkę. Tiffany na wstępie wyjaśnia, że już wie, skąd wzięło się jej wrażenie, iż poznali się wcześniej. Zobaczyła twarz Thomasa na ekranie klasowego komputera, gdy odbierała syna z zajęć informatyki. Syn powiedział jej później, że omawiali sylwetkę znanego twórcy gier komputerowych i był nim właśnie on. Neo stara się nie pokazać po sobie rozczarowania i zaczyna opowieść o świecie zniewolonym przez maszyny. Mówi, że to, co właśnie widzą, jest tylko projekcją generowaną przez zmyślny algorytm, chcący utrzymać ludzi w niewoli. Goście restauracji i oni również, są tylko biologicznym rodzajem baterii, żywym wkładem, umieszczonym w specjalnych slotach – kapsułach wypełnionych substytutem czegoś w rodzaju wód płodowych i jedyne co z siebie wydobywają, to elektryczne impulsy zasilające układ centralny cyfrowego lewiatana. 

Wydawało mi się, że Matrix jest metaforą uwięzienia jednostki w konsumpcyjnym świecie, który potrzebuje nas tylko po to, abyśmy stali się patologicznymi konsumentami. W ten sposób przedłużamy jego byt – ripostuje Tiffany. A Ty chcesz mi powiedzieć, że wykreowany przez ciebie świat istnieje naprawdę? Chciałam ci tylko powiedzieć, że bardzo doceniam to, co zrobiłeś i że w postaci Trinity odnajduję jakąś część siebie. Może nawet więcej. To mi bardzo schlebia, ale ja się zajmuję naprawą motorów i okazjonalnie elektrycznych hulajnóg. Wszystko po to, żeby nie mnożyć niepotrzebnych rzeczy na świecie. Po co mi nowy gadżet, skoro mogę naprawić stary. Tym bardziej że nie różni się on… Choć pokaże ci coś – przerywa jej Thomas, który wydaje się jej nie słuchać. Jej czarny kostium odbiera jako gotowość do wzięcia udziału w przebudzeniu mas. Tiffany dostrzega to również. Zaczyna tłumaczyć, że ubrała się tak, bo przyjechała motorem. Thomas kładzie jej rękę na ramieniu i kieruje ich do wyjścia. Jadą zamówionym przez niego Uberem nie wiadomo gdzie. Milioner, a zamawia Ubera – pomyślała Tiffany. Z taksówki wysyła SMS-a mężowi, że będzie nieco później, niż zaplanowała i żeby się nie martwił.

Trzydziestopiętrowy budynek nieopodal Long Island. Thomas wprowadza ich na dach. Spójrz, to co widzisz, jest skrupulatną projekcją zaspokajającą nasze wyobrażenia o luksusie. Ale to tylko pozór. Tiffany spogląda na panoramę szklanych budynków rozciągającą się nad wybrzeżem. Chce potwierdzić, ale wie, że nie to samo mają w tej chwili na myśli. Gdy tylko cię zobaczyłem, wiedziałem, że jesteś nią… Może i tak, ale w finale twojej trylogii giniemy w jądrze miasta maszyn… dopowiada Tiffany. Neo się uśmiecha. Tylko od nas zależy, czy dostaniemy nową szansę. Nowy sequel nie kończy się porażką. Pamiętasz, jak w grze moja postać siłą woli odrywa się od ziemi… Tak, ale – wtrąca Tiffany. Przymyka na chwilę oczy. Wiesz, to mi cały czas bardzo schlebia. Nie raz próbowałam sobie wyobrazić świat, w którym jestem kimś więcej, bohaterką... W świecie Matrixa może nawet z tobą – dodaje. Ale ja mam dzieci i męża i to jest coś, o czym nie da się zapomnieć. Oni są algorytmem stworzonym, by nas od siebie oddzielić – przerywa jej Neo. To nie jest algorytm – ucina Tiffany. Czy przekonam cię, jeśli uniosę się teraz w górę? – pyta Neo. Nie rób tego – prosi Tiffany. Po chwili jednak dodaje – zgadzam się, jeżeli nie wyjdziesz poza obrys budynku. Przekonaj mnie, że jesteś w stanie to zrobić, nie podchodząc do gzymsu… Jaka byłaby z tego przyjemność, gdyby nie było w tym elementu ryzyka – odpowiada Neo i podchodzi do krawędzi dachu. Proszę Cię, nie rób tego – słychać podniesiony głos Tiffany. Zrobię krok naprzód, a gdy będę już w górze, poczekam na Ciebie. Nie, proszę nie! Tiffany zamyka oczy. Gdy je otwiera, Thomasa już nie ma. Zastyga w bezruchu. Wrodzony lęk wysokości nie pozwala jej podejść na skraj dachu. Zbiera się w sobie i zawraca w kierunku windy. To się nie zdarzyło – powtarza sobie w myślach. To się nie zdarzyło.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Fair trade vs branża mody

  Ubraniowe DIY Przeglądając ostatnio facebookową ścianę, trafiłem na rolkę, w której szczupła modelka w doskonale przylegającej do ciała, beżowej spódnicy, wsuwa pod nią – jeden po drugim – trzy małe zwężające się ku środkowi pierścienie, a na powstałe na zewnątrz wypukłości nakłada gumkę lub sznurek. W ten sposób prosta kreacja zyskuje ciekawą aplikację w postaci upiększających spódnicę wypustek. Być może w takim stroju ciężko byłoby zaszaleć, ale zapozować do zdjęcia lub wyjść do restauracji już tak. Filmiki, na których stylistki lub blogerki modowe dzielą się podobnymi pomysłami, jest wiele. Co ciekawe odbierają je również osoby, któ re nie mają zdolności krawieckich, lub boją się konfrontacji z maszyną do szycia. Jeżeli brakuje nam pomysłów, wystarczy w wyszukiwarkę wpisać kilka fraz kluczowych. Po zdaniu „jak kreatywnie przerobić ubranie” pojawią się nam propozycje takie jak: świetny pomysł, jak przemienić męską koszulę w wyjątkową bluzkę, jak dokonać metamorfozy swetra, jak

arcturus - sham mirrors

ci, którzy liczyli na kontynuacje karnawałowego szaleństwa niech wiedzą, że cyrk zwinął swe powoje. nie ma karłów i kramów o zapachu kadzidła i pieczonego mięsa, nie ma też cyrkowców i połykaczy ognia. od akrobacji na linie bliżej było artystom do gwiazd niż zebranej na ziemi gawiedzi. nic dziwnego zatem, że ich wzrok utkwił na tajemnicy nieba. chyba wtedy właśnie muzycy na nowo odkryli gwiazdę w konstelacji wolarza. owe ciało niebieskie, kryjąc w sobie odpowiedzi na pytania o czas, absolut i bezkres, iluminuje intensywną, choć niespełna 43-minutową kaskadą gitarowo-klawiszowych emisji zbliżających się do tajemnic kosmosu. forma utworów, jak już sobie powiedzieliśmy, snuje się gdzieś w korytarzach nieba, a sposób aranżacji materii lśnienia przywodzi na myśl kompozycje progresywno-rockowe lat 70-tych. „arcturus” nadaje jednak swym utworom cięższy wydźwięk, posiłkując się przy tym audionowinkami ze świata brzmień ekstremalnych, ale nie tylko… bo sam proces zatopienia partytur we wsze