Przejdź do głównej zawartości

malowany ptak

masz fajka? mówi szablon przedstawiający ptaszka, ala wróbelek, w przejściu pod klubem go go w centrum warszawy. w myślach zarysowuje mi się słowo goń się, co jest chyba naturalną reakcją, bo przecież ptaszki nie palą. tym bardziej, że są narysowane, a od wymyślonego do prawdziwego stworzenia dzielą je co najmniej dwie długości ontyczne. odchodząc dodaję w duchu: w dodatku takie małe ptaszki jak ty. po chwili reflektuję się, że to nie byłby wcale taki zły pomysł - poczęstować go - gdyby oczywiście nie był jednokolorowy i zamknięty w tym nieszczęsnym dwu wymiarze. to mogłoby być całkiem ciekawe doświadczenie. horyzont zdarzeń milczy o takich przypadkach, a szablony pytają. nieśmiało ale dobitnie. nieregularnie od 17 lutego. i jak tu nie zareagować. 


warszawa, o ile nie jest reprezentowana przez dresiarzy, niezadowolonych kierowców lub turystów z wysp to w zasadzie jest milcząca. milczenie to można przełamać wyrażając swoją niemiłość do stołecznej architektury. chociaż ona już dawno weszła do krwi, zapchała uliczki żył i podniosła ciśnienie tętnicze niejednemu miejskiemu delikwentowi. niektórym mimo to trudno zaakceptować ją jako tło konieczne lub jak niechciane przyzwyczajenie. z drugiej strony łatwo powiedzieć, bo przecież nie można jej spakować i wysłać z reklamacją do okolicznościowego biura architektonicznego, tudzież do wielu biur. reklamacje na produkty takie jak bloki i kamienice dawno temu wygasły. można jedynie postarać się o bezstresowe dzieciństwo dla przyszłych architektów. chociaż i to nie koniecznie musiałoby zagwarantować, że w przyszłości nie powstałby twór pokroju war of autocad. więc narzekanie na krajobraz warszawski to jeszcze jedna z nielicznych form bycia głośno. może sam bym to częściej robił, gdybym nie nauczył się wymijania nieładnych miejsc przechodząc bocznymi pytaniami. lub gdybym nie odkrył, że podoba mi się moje podwórko, niezliczona ilość kamienic śródmiejskich i skwer wodiczki. to właśnie te części stają się ważniejsze od pozostałych w mieście i mówią za jego całość. dlatego w tej chwili myślę o mieście pozytywnie. trochę trudno mi się do tego przyznać, ale lubię każdy przyjeżdżający punktualnie tramwaj i ludzi wchodzących do niego. poza tym kota sąsiadki, gołębia kręcącego się w kółko w słońcu na moim podwórku i jeszcze siebie. dużo jak na jeden raz. ale np: tramwajom i ogólnie środkom komunikacji miejskiej nie sposób odmówić oczywistej przydatności - przewożenia mnie z ulicy hożej do pracy a w weekend także do klubu. poza tym jest to miejsce oczekiwania na codzienny, darmowy film. możliwość złapania perspektywy widzenia bezdomnego lub odczuć starszych pań o ustalonej w zeszłym wieku mimikrze: "my nie jesteśmy łatwymi kobietami" - odzywa się pani w średnim wieku wpatrzona w kolorowe stroje dziewczyn wchodzących z przystanku. "tak, do takiego ciała na pewno nie jest łatwo się dostać" - odpowiada mój wzrok utkwiony między chustą a olbrzymimi piersiami, tak wielkimi i na pewno ciężkimi, że równie dobrze mogłyby być brzuchem, gdyby nie znajdowały się w podwojonej ilości. boże, o czym ja myślę? muszę to wymazać. przenieść wzrok na śmiesznego pana w szelkach. nie działa. jej brzuch i moja głowa do końca trasy. a później jeszcze przez kilka godzin w pracy. jak zapytają o czym myślę, to pewnie się spocę. jestem pewien, że wyobraźnia nie przypomni sobie wtedy o szelkach.


z linią nr 18 nigdy nic nie wiadomo. jeżeli do czegoś miałbym się porównać, to byłaby to właśnie ta linia. pozostałe nitki połączeń są ode mnie lepiej zorganizowane. co oczywiście nie jest trudne, ale i tak muszę ratować się myślą, że najważniejsze to świadomie zaadresować się z rana i nadać się w konkretne miejsce. później można już trochę bardziej się rozluźnić i zająć się na przykład czytaniem napisów, że legia znów nie wybacza i to ją różni od stwórcy, a później przejść do komunikatów bardziej oficjalnych jak ten o "nie wychylaniu się". zapewne przez okno. uczyli mnie go koledzy z podwórka, babcia jadwiga na nie-dzielnych obiadach i przypominają go sobie politycy w radiowych porankach pytani o wprowadzenie ustawy o legalizacji związków partnerskich. jestem głodny. uruchamia mi się odruch pawłowa z przesunięciem ku bodźcom dźwiękowym zamiast kwantowym - to przez czerwone tramwaje, które buczą jak lodówki. całe śniadanie poszło na marne. czas na jego przygotowanie też. pół godziny po spożyciu wystarczyło, by znów zaczęło skręcać mi w brzuchu. za dużo czasu straciłem, żeby wyjść z domu. jestem głodny i spóźniony. w dodatku mieszkanie opuściłem po angielsku - czekając, aż łóżko przestanie patrzeć, i po wcześniejszym, cichym zamknięciu lodówki. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Melodramatem w blockbustera – Matrix wersja 4.1

Thomas Anderson jest uznanym twórcą gier komputerowych. Sławę w świecie cyfrowej rozrywki zawdzięcza trzyczęściowej serii gier RPG o nazwie Matrix. Przyjęło się, że bezpośrednią inspiracją do ich stworzenia było anime Ghost in the Shell, twórczość pisarska K. Dicka i Gibsona oraz platoński motyw idei i cieni. Niewiele osób jednak wie, że to narracja stworzona na potrzeby medialne. Prawdziwy wpływ na wykreowany w grze świat, w którym ludzkość stała się źródłem energii dla rządzących światem maszyn, miało spotkanie w warsztacie motocyklowym na obrzeżach Nowego Jorku. Pewnego jesiennego popołudnia Anderson udał się do niego w celu naprawy elektrycznej hulajnogi. Zachwycił się w nim zjawiskową ubraną w czarny doskonale opinający sylwetkę kombinezon damą. A także jej czarnymi przylegającymi do głowy niczym uniform krótko przystrzyżonymi włosami. Sposób, w jaki wjechała przez drzwi warsztatu, zarzucając tylnym kołem wyścigowego motoru, by z gracją, ale i odrobiną nonszalancji zsiąść z niego

Fair trade vs branża mody

  Ubraniowe DIY Przeglądając ostatnio facebookową ścianę, trafiłem na rolkę, w której szczupła modelka w doskonale przylegającej do ciała, beżowej spódnicy, wsuwa pod nią – jeden po drugim – trzy małe zwężające się ku środkowi pierścienie, a na powstałe na zewnątrz wypukłości nakłada gumkę lub sznurek. W ten sposób prosta kreacja zyskuje ciekawą aplikację w postaci upiększających spódnicę wypustek. Być może w takim stroju ciężko byłoby zaszaleć, ale zapozować do zdjęcia lub wyjść do restauracji już tak. Filmiki, na których stylistki lub blogerki modowe dzielą się podobnymi pomysłami, jest wiele. Co ciekawe odbierają je również osoby, któ re nie mają zdolności krawieckich, lub boją się konfrontacji z maszyną do szycia. Jeżeli brakuje nam pomysłów, wystarczy w wyszukiwarkę wpisać kilka fraz kluczowych. Po zdaniu „jak kreatywnie przerobić ubranie” pojawią się nam propozycje takie jak: świetny pomysł, jak przemienić męską koszulę w wyjątkową bluzkę, jak dokonać metamorfozy swetra, jak

arcturus - sham mirrors

ci, którzy liczyli na kontynuacje karnawałowego szaleństwa niech wiedzą, że cyrk zwinął swe powoje. nie ma karłów i kramów o zapachu kadzidła i pieczonego mięsa, nie ma też cyrkowców i połykaczy ognia. od akrobacji na linie bliżej było artystom do gwiazd niż zebranej na ziemi gawiedzi. nic dziwnego zatem, że ich wzrok utkwił na tajemnicy nieba. chyba wtedy właśnie muzycy na nowo odkryli gwiazdę w konstelacji wolarza. owe ciało niebieskie, kryjąc w sobie odpowiedzi na pytania o czas, absolut i bezkres, iluminuje intensywną, choć niespełna 43-minutową kaskadą gitarowo-klawiszowych emisji zbliżających się do tajemnic kosmosu. forma utworów, jak już sobie powiedzieliśmy, snuje się gdzieś w korytarzach nieba, a sposób aranżacji materii lśnienia przywodzi na myśl kompozycje progresywno-rockowe lat 70-tych. „arcturus” nadaje jednak swym utworom cięższy wydźwięk, posiłkując się przy tym audionowinkami ze świata brzmień ekstremalnych, ale nie tylko… bo sam proces zatopienia partytur we wsze