Przejdź do głównej zawartości

podsumowanie muzyczne 2014 (najczęściej słuchane przeze mnie płyty w minionym roku)


archspire - the lucid collective

czysta kalkulacja i technika. bez epickiej ckliwości i nowomodnych ściem w stylu deafheaven. nie jest to ekstremalnie szybki iron maiden z growlem, charakterystyczny dla "tetris" metalu. koncept na muzę inspirowany polskim yattering i sceptic, momentami death i cynic. w sam raz jako ładunek na podróż autobusem w godzinach szczytu.



big ups - eighteen hours of static

post-hardcore i właściwie nic więcej nie trzeba dodawać. ciekawe, nieśpieszne melodie mieszają się z melodiami bardziej wartkimi i równie ciekawymi. głos od melo do krzyku. niby emo, ale facet na froncie bardziej godny zaufania. zwłaszcza, że już pod koniec pierwszego tracku śpiewa: "open yourself, before it's too late"




gazelle twist - unflesh

"this is like cannibal corpse for housewives and cute classy women" to jeden z komentarzy pod utworem "anti body". jedna z tych młodych niepokornych dam, ukrywających wdzięki i robiąca z elektroniki awangardę mijając po drodze trip-hop. ale całość to nie konkretny gatunek/gatunki ale bagaż skojarzeniowo-kulturalny, dla którego ujścia posłużył akurat ten środek wyrazu jakim jest muzyka.



jungle - jungle

muzyka ta początkowo służyła mi do czytania i krzątania się po domu. wraz z upływającym czasem nie tylko. to powściągliwy w środkach wyrazu i z dużym wyczuciem zrealizowany dancehall, a na dokładkę leniwie taneczny chillout.





merkabah - moloch

moim zdaniem ten album na żywo wypada dużo lepiej. nie widząc działań muzyków na scenie trudno wychwycić wszystkie instrumentalne zaczepienia. ogólnie to dźwiękowy rumor w akompaniamencie z saksofonem. mankamenty: podobnie grane blasty, przedłużane momenty suspensu.




shellac - dude incredible

cały czas jest to manifestowany z dużym zacięciem rock z domieszką indie i post-punka. cieszą wychwytywane przez ucho riffy i stale obecna instrumentalna czytelność. senny wokal i przyczajony wrzask, który potrafi wysunąć się na szpicę.





the cutthroat 9 - dissent

jeżeli uznać, że jest to noise rock i punk to wykorzystany do końca i na grubo. a jeżeli już hard core to bardziej przypomina sterowanie hipopotamem niż konkurs szybkości angielskich chartów. basowe przestery, kładzione obficie na każdą sekundę dają w efekcie kilkutonowe dzieło.





todd terje - it's album time

"skromny młodzieniec wychowany na kultowych imprezach w oslo". ponoć podążył za erudycyjną odmianą muzyki disco. dla mnie taneczno-romantyczny kicz and pop. gdzieniegdzie wysunięte pianinko, charakterystyczne podbicia basowe niczym w elektro do tego wiatr we wąsach i rozbudowane trasy wyścigów jak z need for speed... zeszłoroczna płyta kavinsky „outrun” jest dobrym tropem, żeby wiedzieć z czym ma się przyjemność.


we will fail - verstörung

jak pisze autorka jest to "projekt skupiający się na przyjemności błądzenia". po pierwsze: płeć piękna powiła te dźwięki. po drugie: programowo odcięła się od wszelkiej prostoty i oczywistości. i właśnie dlatego warto na kilkadziesiąt minut zrezygnować z muzycznych przyzwyczajeń.




sting nie zagra w kazachstanie - sting nie zagra w kazachstanie

eksperymentalny powiew jazzu, ambientu i noisu. na co dzień członkowie wielu kapel takich jak merkabah, the spouds, evvolves, kiev office połączyli swe siły czym zwrócili uwagę słuchaczy i krytyków. jedna z wielu sesji improwizowanych, które muzycy grali w różnych konfiguracjach personalnych tutaj została skonkretyzowana, podrasowana sporym dystansem i wydana przez fuck you hipster records. 


chet faker - built on glass
piszącemu te słowa swoim nieśpiesznym soulowo-elektroniczno-akustycznym repertuarem ten lumberseksualny facet z australii na kilka miesięcy podmienił nucącego rachityczne pieśni niewinności jamesa blake'a. do teledysku dorzucił wrotkarki, na które łypie mętnym i melancholijnym wzrokiem. ilość lat na karku wskazuje, że to właśnie ten czas, gdy już wypada opowiadać o znudzeniu i rozczarowaniu światem doczesnym zwłaszcza, że rysy twarzy właśnie nabyły umiejętność wyglądania na znudzonego i rozczarowanego.

dean blunt - black metal

przypuśćmy, że jest to zgaszony black soul. przypuśćmy, że lider potrafi śpiewać, ale raczej rezygnuje z tego przywileju. i że całość nie zasadza się na wystudiowanym artyzmie rodem z performersko-muzycznych projektów z muzeum sztuki współczesnej. a nawet jeżeli to wszystko tam jest, to można polubić za to, że muzyka bardzo nie lubi podążać w wytyczonym przez jeden muzyczny gatunek kierunku. i przeważnie jej to wychodzi.


odraza - esperalem tkane

odraza gra black metal. od intra do końca. niemniej w ciągu kilkudziesięciu minut niczym czarna dziura między screamy, gitary i bębny wchłonie także inne muzyczne elementy. w zespole udział bierze dwóch muzyków. obaj mają zajawki spoza podwórka. na swoim podwórku też się dobrze znają. kilka rzewnych fragmentów mógłby zastąpić choćby blues, który się tutaj pojawia i wyszłaby z tego jeszcze lepsza płyta.



pablopavo & ludziki - polor

„cudze piosenki odprowadzały mnie do domu”, a piszącego te słowa nierzadko właśnie ten album. listę początkowych faworytów w postaci utworów: „krzysiek”, „patrz jak stara się wiatr”, i „koty” poszerzyły kolejne piosenki takie jak „pablo i pavo” oraz „eleganccy pesymiści” słowem są tu utwory, które odkrywa się wraz z czasem, a także z przyjemnością wraca do starych.


st. vincent - st. vincent

zdobyła mnie sesją nagraniową dla 4ad records. dwa lata temu kolaborowała z davidem byrnem. ma wiele uroku osobistego i sporo pomysłów jak na multiinstrumentalistkę przystało. bez problemu odnalazłaby się w różnych konfiguracjach duetowych. aranżuje skoczny, romantyczny i zadumany indie pop. gdy trzeba korzysta z manifestu songwriterskiego oraz delikatnej awangardy. tylko w „prince johny” za bardzo przeraża mnie to połączenie madonny z laną del rey.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Matrix 4.1 - wersja alternatywna

Thomas Anderson jest uznanym twórcą gier komputerowych. Sławę w świecie cyfrowej rozrywki zawdzięcza trzyczęściowej serii gier o nazwie Matrix. Przyjęło się, że bezpośrednią inspiracją do stworzenia alternatywnej rzeczywistości, znanej z popularnych w późnych latach dziewięćdziesiątych i na początku lat dwutysięcznych gier, było dla niego anime Ghost in the Shell , twórczość pisarska K. Dicka i Gibsona oraz platoński motyw idei i cieni. Thomas Anderson, jak wiele nietuzinkowych ludzi, skrywa sekret. Niewiele osób wie, że bezpośrednim bodźcem do stworzenia świata, w którym ludzkość stała się źródłem energii wykorzystywanym przez rządzące światem maszyny, było spotkanie w warsztacie motocyklowym, gdzieś na obrzeżach Nowego Jorku. Pewnego jesiennego popołudnia Anderson udał się do niego w celu naprawy uszkodzonej hulajnogi. Należy dodać, że elektrycznej. Tam uległ zachwytowi nad ubraną w czerń kobietą, w perfekcyjnie przylegającym do jej sylwetki kombinezonie i krótkimi, utrzymanymi

arcturus - sham mirrors

ci, którzy liczyli na kontynuacje karnawałowego szaleństwa niech wiedzą, że cyrk zwinął swe powoje. nie ma karłów i kramów o zapachu kadzidła i pieczonego mięsa, nie ma też cyrkowców i połykaczy ognia. od akrobacji na linie bliżej było artystom do gwiazd niż zebranej na ziemi gawiedzi. nic dziwnego zatem, że ich wzrok utkwił na tajemnicy nieba. chyba wtedy właśnie muzycy na nowo odkryli gwiazdę w konstelacji wolarza. owe ciało niebieskie, kryjąc w sobie odpowiedzi na pytania o czas, absolut i bezkres, iluminuje intensywną, choć niespełna 43-minutową kaskadą gitarowo-klawiszowych emisji zbliżających się do tajemnic kosmosu. forma utworów, jak już sobie powiedzieliśmy, snuje się gdzieś w korytarzach nieba, a sposób aranżacji materii lśnienia przywodzi na myśl kompozycje progresywno-rockowe lat 70-tych. „arcturus” nadaje jednak swym utworom cięższy wydźwięk, posiłkując się przy tym audionowinkami ze świata brzmień ekstremalnych, ale nie tylko… bo sam proces zatopienia partytur we wsze

Zrównoważony rozwój vs branża mody

  Ubraniowe DIY Przeglądając ostatnio facebookową ścianę, trafiłem na rolkę, w której szczupła modelka w doskonale przylegającej do ciała, beżowej spódnicy, wsuwa pod nią – jeden po drugim – trzy małe zwężające się ku środkowi pierścienie, a na powstałe na zewnątrz wypukłości nakłada gumkę lub sznurek. W ten sposób prosta kreacja zyskuje ciekawą aplikację w postaci upiększających spódnicę wypustek. Być może w takim stroju ciężko byłoby zaszaleć, ale zapozować do zdjęcia lub wyjść do restauracji już tak. Filmiki, na których stylistki lub blogerki modowe dzielą się podobnymi pomysłami, jest wiele. Co ciekawe odbierają je również osoby, któ re nie mają zdolności krawieckich, lub boją się konfrontacji z maszyną do szycia. Jeżeli brakuje nam pomysłów, wystarczy w wyszukiwarkę wpisać kilka fraz kluczowych. Po zdaniu „jak kreatywnie przerobić ubranie” pojawią się nam propozycje takie jak: świetny pomysł, jak przemienić męską koszulę w wyjątkową bluzkę, jak dokonać metamorfozy swetra, jak