Czy spotkanie afrobeatu
z elektroniką spod znaku sceny Detroit może oznaczać schłodzenie tego
pierwszego i podniesienie temperatury tej drugiej? Konfrontacja zaczyna się od
dość mrocznego Locked and loaded, a dźwięki
ze sceny, na której dochodzi do muzycznej synergii, ewoluują dość nieśpiesznie.
Wszystko to za sprawą rytmiki, która rozgrywa się raczej w wolnym metrum,
transowo, a poprzez jazzowo-funkowe struktury zachęci zwłaszcza miłośników nieco
bardziej połamanych brzmień. Za całość odpowiedzialne są dwie, zasłużone dla
wymienionych powyżej stylów muzycznych, postaci: Tony Allen (rocznik ’40) i
Jeff Mills (rocznik ’63). Album zawiera zaledwie 4 utwory, które tak jak The night watcher z gościnnym udziałem
Carla Hanckoka Ruxa na wokalu, pojawią się też w wersjach instrumentalnych, a
także spreparowanych i nieco wydłużonych.
Sons of Kemet - Your queen
is a reptile
Znany z wielu projektów
muzycznych (Sun Ra Arkestra, Heliocentrics, The commet is comming) Shabaka
Hutchings jest w całości odpowiedzialny za kompozycje i grę na saksofonie na
powyższym albumie. Dość niecodzienne jest to, że sekcja basu grana jest na
tubie, co sprawia, że w afrykańskich brzmieniach można odnaleźć echo
bałkańskiego folku. Mimo dość żywiołowych temp, nie sposób wyzbyć się wrażenia,
że nad kompozycjami unosi się duch melancholii i zadumy, co odczytuję jako hołd
złożony wpływowym, ciemnoskórym kobietom, których nazwiska pojawiają się w
tytułach każdej z kompozycji. Ci którzy pamiętają Space Carnival z albumu Channel
the Spirits grupy The commet is comming znajdą go w nieco zmienionej formie
w ostatnim na płycie utworze The Queen is
Doreen Laurence.
A.A.L. (Against All Logic) -
2012-2017
Taneczna retro
elektronika, powstała na uboczu solowych dokonań Nickolasa Jaara, przynosi
powiew optymistycznej energii i zabawowy potencjał na kolejną nieprzespaną noc.
I choć pierwsze takty poszczególnych utworów zdaje się pokrywać delikatny kurz
klubowych zabaw z minionych epok, to miarowe dudnienie basu, podbite
wielowarstwowym bitem, otrzepuje jego złogi. Na uwagę zasługuje tu każdy utwór,
wybrzmiewający w nieco innej stylistyce i stanowiący zamkniętą całość.
Umiejętnie budowany nastrój idący pod rękę z odpowiednio rozplanowanymi
niuansami rytmicznymi sprawia, że po zakończeniu, chce się włączyć album
jeszcze raz. Tylko otwierający płytę utwór This
old house is all i have może być lekko mylący - poza housem, na płycie
znajdzie się dużo miejsca na disco, funk, minimal, rave...
Ten
typ Mes - Rapersampler
Mój kłopot z Mesem
zawsze dotyczył dwóch kwestii. Po pierwsze prób śpiewu. Po drugie tego, że
wizerunek elegancko ubranego (nie tylko jak na rapera) gościa nie współgrał mi
z proponowaną w tekstach szelmowską osobowością. Problem snobizmu zostawiam z
boku, bo przeważnie nie interesuje mnie życie kuluarowe artystów. Na Rapersampler obie rzeczy zagrały mi na
tyle, że wiedziony autorskimi opowieściami, ciekawymi aranżacjami i gościnnym
udziałem kilkorga artystów (m. in. Justyny Święs na koniec utworu Odporność), postanowiłem
przesłuchać płytę w całości. Na jednym razie oczywiście się nie skończyło i
wsiąknąłem w nią całkowicie. Smaczku dodaje fakt, że sample i bity są również
autorstwa Mesa. Jestem pewien, że Kayah po przesłuchaniu Krzyczał na synka, wspólnie ze swoimi agentami, obmyśla strategię,
jak załapać się na gościnny występ na kolejnej płycie.
Auntie
Flo - Radio highlife
Ukrywający się pod
pseudonimem Auntie Flo Goańczyk Brian d'Souza, w niepozbawiony uroku sposób
łączy klubowe rytmy z elegancko brzmiącymi odmianami Word Music. Nie jest więc zaskoczeniem,
gdy wyraźny puls samplera wesprą rozbudowane gamy cong, marakasów i cała masa
innych instrumentów perkusyjnych. Na rozplanowane bez niepotrzebnego natłoku
warstwy melodyczne złożą się ponadto trąbki, organy, wibrafony, gitary i
klawisze. Muzyka latynoamerykańska i afrykańska, otrzymuje tu intrygujące
elektroniczne wsparcie w postaci dancehallowych brzmień i lekkości chillwave.
Czy można pogodzić odległe od siebie brzmienia Four tet, Feli Kutiego, czy
chicagowskiego housu? Radio highlife
dowodzi, że tak, tylko szkoda, że poszczególne audycje z różnych zakątków i
porządków muzycznych nie trwają nieco dłużej.
Syny
- Sen
To chyba najbardziej
przystępny tekstowo album Piernikowskiego. Nie oznacza to, że poetycko zmierza
w kierunku banału. Wręcz przeciwnie, ja liryczne jest po prostu bardziej
responsywne w relacji z odbiorcą. Ponadto, w przypadku tego wydawnictwa, po raz
pierwszy udało mi się zapomnieć o zbieżności mikrofonowego emploi Piernikowskiego
z deklamacjami Wojciecha Bąkowskiego. Podkłady i bity 1988 zasługują na oddzielną
pochwałę - są przemyślane począwszy od przejść między utworami, poprzez intra,
wyciszenia i zmiany temp, aż po kody. Do tego posępny i brudny klimat wciąż
jest znakiem rozpoznawczym projektu. Ladies & gentlemen we are dealing with prime shit quality.
Angélique Kidjo - Remain in
light
Płytę Remain in light Talking Heads poznałem
dosyć późno, więc nie mam wyrobionego względem niej nabożnego stosunku, jaki
towarzyszy jej od momentu powstania. Dlatego też projekt Angeulique Kidjo
przyjąłem bez określonych oczekiwań i z otwartymi uszami, które w tym przypadku
stały się odbiornikiem afrykańskiej duszy. W moim odczuciu jest to udana
implementacja amerykańskiego, popowego szaleństwa w jeszcze bardziej szalone i
cieplejsze rejony świata. Z bardzo udaną podmianą zawiadującego muzycznym
ruchem neurotycznego Davida Byrna na benińską wokalistkę. Dzięki aranżacjom
Jeffa Baskera album nie tylko doskonale odnajduje się w stylistyce
afrobeatowej, ale brzmi jakby to one były pierwowzorem, którym zainspirowało
się Talking head. Odbiór ten potęgują wszelkiej maści zaśpiewy napisane w
benińskim języku.
Gus gus - Lies is more
flexible
W pomniejszonym
składzie i ustalonej kilka lat temu muzycznej konwencji grupa ukazuje jeszcze
delikatniejsze i chwytliwsze oblicze. W przypadku soul techno, będącego
autodefinicją islandzkiego projektu, jest to chyba naturalną konsekwencją
obranego stylu. Niemniej jako fanowi Polyesterday
i Time is normal, sporo czasu zajęło
mi przekonanie się do tej estetyki. Dopiero płyta Lies... pogodziła mnie z nią w całości od pierwszego do ostatniego utworu.
Płynność dźwiękowych fraz Birgira Þórarinssona, mimo prostoty, utrzymuje się z
daleka od banalnych rozwiązań (może jest ich trochę w Lifetime i No manual, ale
bez przesady). Wystarczy je przeczekać, aby basowe intro z tytułowego utworu,
zrekompensowało rzewne przystanki. Pomimo zwiewności, klimat dyskoteki z duszą nie
pozostaje do końca lekki. Co tylko mnie przekonuje, że Gus Gus nie powiedziało
jeszcze ostatniego słowa.
Midlife
- Phase
Rzecz łagodna, lekka i przyjemna.
Ale o to też czasem w muzyce chodzi. Space rock zainteresowany w równym stopniu
zjawiskami ziemskimi co kosmosem. Co daje się zauważyć przy przejściu od
otwierającego Magnificient moon do Zwango Zop, gdzie muzyka ląduje z okolic
gwiazd w kierunku parkietu, dosłownie, gdyż wyczuwalne stają się: dyskotekowy puls
i funkowa gitara. Zresztą cały koncept Phase zdaje się być zbudowany w oparciu
o bardzo wyważony, sinusoidalny model. Łagodny jak fala na cichym oceanie. I prosty
jak dogranie partii instrumentów do ścieżek napisanych na analogowy syntezator.
Ale nie sposób odebrać tej delikatnej psychodeli i kraut rockowemu szybowaniu (nie)codziennego
uroku wyrażonego przez skromne instrumentarium. A zdarzają się również momenty,
które brzmią tak, jakby Talking heads i Arkade fire sięgnęło w swojej
twórczości po bardziej eteryczne rejony.
Wczasy
- zawody
Jak się bawić, to się
bawić, to tak jakby… na chłodno, bo choć dzisiaj wszyscy jeszcze tańczą i
śpiewają, to jutro to się skończy. Brzmi znajomo? A ile razy zdawało ci się, że
jesteś fajniejszy niż Prince i Bowie, bo też tworzysz muzykę, i masz tę wątłą
przewagę, że jeszcze żyjesz? Jeżeli masz podobne skojarzenia, a do tego
uprawiasz sport (nawet jeżeli tylko w wyobraźni), to jesteś już blisko zimnego dobra,
jakim dzieli się duet z Poznania. Wyobraź sobie, że Chudy i Buzz Astral z Toy
story zakładają nowofalowy projekt muzyczny, tworząc muzykę dla dzieci z
przekazem dla dorosłych. Jeżeli przeżywacie dychotomię w stylu: „Dla ciebie
mógłbym być, ale trochę mi się nie chce”, a z drugiej strony: Jest mi z Tobą
dobrze! Jest mi z Tobą najlepiej! Choć tak bardzo cenię samotność, to wybrałem
Ciebie!" - to macie swoich przewodników po świecie huśtawek nastrojów i smutnego
disco.
Tropical
fuck storm - Laughing death in meatspace
Zawsze imponowało mi,
że tekstom w stylu: „Your politics ain’t nothing but a fond fuck you” zamiast
power chordów towarzyszą wyrafinowane gitarowe zagrywki. Na albumie roi się od
gęsto witych strunowych struktur, poprzetykanych gdzieniegdzie psychodelicznymi
klawiszami i basowymi kontrapunktami. Odbioru nie zakłócają nakładane na nie męsko-damskie
wokale. Mimo gitarowej zawiłości muzyka niesie ze sobą spory piosenkowy
potencjał (The future of history), a
każdy utwór stanowi odrębny manifest, będący komentarzem do bieżących wydarzeń.
Album, który stawiam na równi z zeszłorocznym Thin black duke grupy Oxbow. (Nie ukrywam, że zazdroszczę Garethowi
Liddiardowi absolutnie genialnych kobiecych osobowości, które oprócz niego
tworzą zespół.)
Rp boo - I’ll tell you what!
Chyba
najbardziej hermetyczny projekt w tym zestawieniu. Długo zastanawiałem się, czy
to miejsce nie powinno przypaść Yvesowi Tumorowi. Padło na DJ z Chicago,
głównie dlatego, że Safe in the hands of
love, pojawi się w niejednym podsumowaniu muzycznym (zresztą słusznie). Natomiast
ja wolałbym zarekomendować I’ll tell you
what! ze względu na sporą ambicję i odrębność tego przedsięwzięcia. Aby je
polubić należy nieco wyjść poza strefę komfortu i czujne algorytmy Spotify,
które bardzo nie chcą wypuścić słuchacza ze swych ciepłych, streamingowych baniek.
Jeżeli potrzebujecie bezpiecznego wejścia do świata footworku Kavaina Wayne’a Space’a, to polecam
zacząć od U-Don’t Now. Sporo tu
dźwięków dla tancerzy, którzy lubią się zawiesić na parkiecie, albo w swoich myślach.
Jeżeli jest tu szczypta IDM, które przekornie można odczytać jako Irritating
dance music, to tylko lepiej dla tego projektu.
Wyróżnienia:
Dead Can Dance - Dionysus
Fu Manchu - Clone of the universe
Tim Hecker - konoyo
Yves Tumor - Safe in the hands of love
The Garden - Mirror might steal your charm
Idles - Joy as an act of resistance
Low - Double negative
Ryan Porter - The optimist
Idris Ackamoor and the Pyramids - An angel fell
Xenony - Polish space program
New People - New People
Tommy Guerrero - Road to knowhere
Spoza 2018 roku:
Devin The Dude - Acoustic levitation (2017)
Albert Rosenfield - The best off (1995)
Mother Engine - Muttermaschine (2012)
J. Bernardt - Running days (2017)
Kataklysm - Sorcery (1995)
Marc Ducret - Le sens de la marche (2009)
Vandermark, Broo, Lane, Nilssen-love - 4 Corners
(2007)
Warren G - Regulate... G funk era (1994)
Gorguts - Obscura (1998)
Goat - Commune (2014)
Dimmu Borgir - Enthroned darkness triumphant (1997)
Damnation - Rebel souls (1996)
Komentarze
Prześlij komentarz