Przejdź do głównej zawartości

pauwels franck namiętność

bezsenna niedziela rozmnożyła się na poniedziałek. jest 3:53. kamienica zombie, jakby odcięto prąd. cisza jak makiem zasiał. wszyscy są już ubrani na biało i niewinni. ktoś odchodzi ze świecą w kamienicy naprzeciwko przez długi i zimny korytarz. natrętny obraz przez, który nie mogę spać. jak lokatorowi polańskiego zdaje mi się, że cała kamienica oddycha, i zaraz przewróci się na bok. zastanawiam się jak daleko mam do szuflady, do bezcennych połaci traw... tam jednorożce odziane w stroje z reserved obmyślają dostęp do mlecznej drogi. kiedyś usłyszałem, że jakoś należy pomagać wyobraźni, ale ja wolałbym osiągnąć fazę rem. jeżeli chodzi o moje łóżko chyba dokonały się jakieś roszady. prześcieradło marszczy się w złych miejscach, słychać szelest kołdry i skrzypienie belek. namiętność pauwelsa francka jest daleko na półce i w dodatku zdaje się być już nieczynna o tej porze. zresztą nie chodzi o godzinę tak naprawdę, ale niemoc zerwania z myśleniem o ułudzie sztuki. Jeżeli chodzi o fotografię, istnieje duże prawdopodobieństwo udania się w sfotografowane miejsce, o ile jest się w stanie je rozpoznać. sztuka, w tym surrealna to wędrówki wyłącznie w głowie lub za pośrednictwem wszelkiej maści sennych agencji. jeżeli chodzi o obraz francka, przedstawia on, pary nagich kochanków w krajobrazie. rzecz do pomyślenia, z realizacją tej wizji już trochę gorzej. w kolekcji habsburskiej obraz ten został opisany jako "jeszcze jedno nagie malowidło, na którym mężczyźni i kobiety spółkują ze sobą", ale krytycy w tym otto kurz dostrzegają "pełną harmonii, niczym nie zakłóconą miłość wieku złotego, który był także epoką całkowitej swobody seksualnej". wiek złoty, srebrny, spiżowy i żelazny a na końcu światłowodowy. jestem za cykliczną powtarzalnością tych zjawisk i utrzymaniem wyrafinowanego spełnienia w pewnych pozycjach i grupach. dwa puttony w lewym, dolnym rogu poniżej zbliżającej się intymnie pary, przypominają mi sekwencję zdjęć ze współczesnej wystawy zorganizowanej kilka lat temu przez csw. jeżeli swoboda seksualna obejmuje również obecność (nie uczestnictwo) młodych ludzi, to dochodzę do wniosku, że obieg zachowań z XVI wieku jeszcze nie wrócił. prócz wspomnianej wystawy w csw i zdjęć matek roku, które niedawno obiegły niektóre strony internetowe. tym ostatnim brak niestety wyrafinowania w nie skrępowaniu seksualnych praktyk. ale wracając do tematu, kobiety na obrazie francka mają rubensowskie kształty, a każda z nich ma spięte włosy. popęd utrzymuje się tu w formie godowej impresji. nie ma przymusu, ani gwałtowności. w centralnym punkcie obrazu dumnie pręży się pień drzewa podtrzymujący baldachim z luźno narzuconego nań pomarszczonego materiału. skarpa, z którego ono wyrasta przypomina nieco męskie testis lub orchis (jak kto woli). miejsce sprawia wrażenie botanicznego łona. zresztą niedaleko drzewa, o którym pisałem znajduje się eliptyczny prześwit, z widokiem na zatokę, a dalej góry. jasność sprawia wrażenie jakby miała zaraz wtargnąć do środka niosąc jeszcze większy potencjał seksualny. na początku wspomniałem o ułudzie sztuki, bo dzisiaj w nocy mam do niej utrudniony dostęp. jeżeli chciałbym zaaranżować całą sytuację potrzebowałbym sześciorga zaznajomionych par, plus dwoje dzieci w wieku do lat czterech płci męskiej. pozwalając sobie na większą swobodę powinienem właściwie poprosić o udział dwojga dzieci obojga płci. pary dorosłe powinny dysponować nienaganną znajomością sztuki miłosnej z tendencją do pozycji tantrycznych. kilkanaście metrów kwadratowych sukna w trzech odcieniach: niebieskim, bordowym i pomarańczowym, a także odszukać port w okolicach antwerpii i zsynchronizować wspólny czas. a dalej już tylko bukolika ciał. zaczynam ekscytować się. to tak apropos ułudy sztuki i jej filigranowości, figlarności... rafineria biologiczna idzie w ruch, a i tak niespożytkowane substancje dzisiejszej nocy rozpuszczą kwasy. opasły tom od giorgiona do rubensa ląduje na podłodze. duchowość ustępuje biologii. czas przewietrzyć myśli.


pauwels frank "amori": reciproco amore, 1585 rok

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Melodramatem w blockbustera – Matrix wersja 4.1

Thomas Anderson jest uznanym twórcą gier komputerowych. Sławę w świecie cyfrowej rozrywki zawdzięcza trzyczęściowej serii gier RPG o nazwie Matrix. Przyjęło się, że bezpośrednią inspiracją do ich stworzenia było anime Ghost in the Shell, twórczość pisarska K. Dicka i Gibsona oraz platoński motyw idei i cieni. Niewiele osób jednak wie, że to narracja stworzona na potrzeby medialne. Prawdziwy wpływ na wykreowany w grze świat, w którym ludzkość stała się źródłem energii dla rządzących światem maszyn, miało spotkanie w warsztacie motocyklowym na obrzeżach Nowego Jorku. Pewnego jesiennego popołudnia Anderson udał się do niego w celu naprawy elektrycznej hulajnogi. Zachwycił się w nim zjawiskową ubraną w czarny doskonale opinający sylwetkę kombinezon damą. A także jej czarnymi przylegającymi do głowy niczym uniform krótko przystrzyżonymi włosami. Sposób, w jaki wjechała przez drzwi warsztatu, zarzucając tylnym kołem wyścigowego motoru, by z gracją, ale i odrobiną nonszalancji zsiąść z niego

Fair trade vs branża mody

  Ubraniowe DIY Przeglądając ostatnio facebookową ścianę, trafiłem na rolkę, w której szczupła modelka w doskonale przylegającej do ciała, beżowej spódnicy, wsuwa pod nią – jeden po drugim – trzy małe zwężające się ku środkowi pierścienie, a na powstałe na zewnątrz wypukłości nakłada gumkę lub sznurek. W ten sposób prosta kreacja zyskuje ciekawą aplikację w postaci upiększających spódnicę wypustek. Być może w takim stroju ciężko byłoby zaszaleć, ale zapozować do zdjęcia lub wyjść do restauracji już tak. Filmiki, na których stylistki lub blogerki modowe dzielą się podobnymi pomysłami, jest wiele. Co ciekawe odbierają je również osoby, któ re nie mają zdolności krawieckich, lub boją się konfrontacji z maszyną do szycia. Jeżeli brakuje nam pomysłów, wystarczy w wyszukiwarkę wpisać kilka fraz kluczowych. Po zdaniu „jak kreatywnie przerobić ubranie” pojawią się nam propozycje takie jak: świetny pomysł, jak przemienić męską koszulę w wyjątkową bluzkę, jak dokonać metamorfozy swetra, jak

arcturus - sham mirrors

ci, którzy liczyli na kontynuacje karnawałowego szaleństwa niech wiedzą, że cyrk zwinął swe powoje. nie ma karłów i kramów o zapachu kadzidła i pieczonego mięsa, nie ma też cyrkowców i połykaczy ognia. od akrobacji na linie bliżej było artystom do gwiazd niż zebranej na ziemi gawiedzi. nic dziwnego zatem, że ich wzrok utkwił na tajemnicy nieba. chyba wtedy właśnie muzycy na nowo odkryli gwiazdę w konstelacji wolarza. owe ciało niebieskie, kryjąc w sobie odpowiedzi na pytania o czas, absolut i bezkres, iluminuje intensywną, choć niespełna 43-minutową kaskadą gitarowo-klawiszowych emisji zbliżających się do tajemnic kosmosu. forma utworów, jak już sobie powiedzieliśmy, snuje się gdzieś w korytarzach nieba, a sposób aranżacji materii lśnienia przywodzi na myśl kompozycje progresywno-rockowe lat 70-tych. „arcturus” nadaje jednak swym utworom cięższy wydźwięk, posiłkując się przy tym audionowinkami ze świata brzmień ekstremalnych, ale nie tylko… bo sam proces zatopienia partytur we wsze