Przejdź do głównej zawartości

lustmord - purifying fire (selected works 1995-98)

ta muzyka jest niczym wszechobecny dotyk zła wyrażony poprzez ambientową pożogę.
im głębiej zapuszczam się w te dźwięki, tym przykrzejsze wywołują one doświadczenia. po drodze tracę pewność czy odczucia, których doznaję są jeszcze wytworzone czy już moje. a do najbardziej pożądanych one nie należą. tak... często słuchając tej muzyki tracę dystans. to jedna z nielicznych płyt, gdzie materia dźwiękowa mówi tak wymownie jak najekstremalniejsze doświadczenie. muzyka ta „żywi się” wyłącznie negatywnymi emocjami. jest zakażona i napromieniowana. berkuje trądem i obdarza trójnogim potomstwem. zaprasza pod skórę, zostawiając wewnątrz pokrzywkę. imploduje w sferach obwarowanych zasadą teodycei. w „black star” miałem wrażenie zapisu agonii, cudem ocalałego przed rybackim kutrem, wieloryba. wszyscy znają miłosne zawodzenia tych ssaków, w „black star” zamieniają się one w przerażający skowyt.
struktura większości utworów ma charakter dźwiękowego oksymoronu, ogień krzepnie, zamienia się w lód i na odwrót ziąb przechodzi w żar. muzyczny grunt udaje stałość, w rzeczywistości jest czymś w rodzaju wielkiego dzbanecznika, w którym powolnemu gniciu ulega to, co niegdyś miało jakąś wartość. tak, słuchając propozycji lustmord mam nieodparte przeświadczenie, że wszystkie zdarzenia, które miały miejsce w przeszłości pulsują i rozkładają się w głęboko ukrytym akwarium jaźni. ta muzyka wywraca do góry nogami wszelkie ludzkie (mentalne) przyzwyczajenia w tym wygodę pamięci. ma ona jakby za zadanie wyrzucić z siodła każdą stałość, dostojność czy pewność siebie. odtwarza chybione wybory, przypomina porażki, wszystko co trafiło na grząskie pole podświadomości. później potrząsa tym wszystkim, by wypadły ociężałe węże lęków i pokąsały spokojną duszę. jeżeli tak jest, muzyka ta, choć posługuje się psychotycznymi narzędziami ma szlachetne pobudki. odwołuje się bowiem do świadomości, chce zadbać o całokształt pamięci, a nie tylko o jej wybiórcze aspekty…
muzyka „lustmord” zdaje się nie posługiwać wyabstrahowanymi uczuciami, ale przestrzeń w której daje dojść do głosu emocjom jest jałowa, użyźnia ją wyłącznie lęk. na madach strachu stoi się absolutnie gołym. kalekie widmo światła, w rejony w których znaleźliśmy się, nie dochodzi. wszystko, co robimy jest kolejnym krokiem w nicość... mówiłem o szlachetnych pobudkach tej muzyki, choć rozbitkom rzeczywistości nie podaje ona pomocnej ręki, czy innego niż pesymistyczny obrazu.
głos „lustmord” ma coś z psychicznego terroru, który żeruje na wszelakiej niedoskonałości… zakładając, że każdy nasz wybór kryje w sobie jakiś niedosyt, łatwo domyślić się, że dźwięki „lustmord” znajdą te właśnie osłabione miejsca. penetrując złoża pamięci drażnią podskórnego potwora stworzonego przez nas samych. dźwięki „black star” wywołują go ostatecznie. utwór epatuje niemalże namacalnym złem. chrzęst łamanych pragnień, lawirujące odpady osobowości, okaleczone chóry spadające w sedno nicości.
stoję nagi wobec tej muzyki, nieuzbrojony w jakikolwiek ekwiwalent piękna czy wspomnianej pewności. choć dźwięki te ilustrują pustkę, czuję wszechogarniający strach. jakby wszystko co zrobię mogłoby być tylko krzywdzeniem… mając w ręce wszelkie niezbędne narzędzia, by zinwentaryzować pułap tego ubóstwa, czuję jednocześnie, że gdybym to zrobił, straciłbym jednocześnie większość sił niezbędnych, by wydobyć się z tego miejsca...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Melodramatem w blockbustera – Matrix wersja 4.1

Thomas Anderson jest uznanym twórcą gier komputerowych. Sławę w świecie cyfrowej rozrywki zawdzięcza trzyczęściowej serii gier RPG o nazwie Matrix. Przyjęło się, że bezpośrednią inspiracją do ich stworzenia było anime Ghost in the Shell, twórczość pisarska K. Dicka i Gibsona oraz platoński motyw idei i cieni. Niewiele osób jednak wie, że to narracja stworzona na potrzeby medialne. Prawdziwy wpływ na wykreowany w grze świat, w którym ludzkość stała się źródłem energii dla rządzących światem maszyn, miało spotkanie w warsztacie motocyklowym na obrzeżach Nowego Jorku. Pewnego jesiennego popołudnia Anderson udał się do niego w celu naprawy elektrycznej hulajnogi. Zachwycił się w nim zjawiskową ubraną w czarny doskonale opinający sylwetkę kombinezon damą. A także jej czarnymi przylegającymi do głowy niczym uniform krótko przystrzyżonymi włosami. Sposób, w jaki wjechała przez drzwi warsztatu, zarzucając tylnym kołem wyścigowego motoru, by z gracją, ale i odrobiną nonszalancji zsiąść z niego

Fair trade vs branża mody

  Ubraniowe DIY Przeglądając ostatnio facebookową ścianę, trafiłem na rolkę, w której szczupła modelka w doskonale przylegającej do ciała, beżowej spódnicy, wsuwa pod nią – jeden po drugim – trzy małe zwężające się ku środkowi pierścienie, a na powstałe na zewnątrz wypukłości nakłada gumkę lub sznurek. W ten sposób prosta kreacja zyskuje ciekawą aplikację w postaci upiększających spódnicę wypustek. Być może w takim stroju ciężko byłoby zaszaleć, ale zapozować do zdjęcia lub wyjść do restauracji już tak. Filmiki, na których stylistki lub blogerki modowe dzielą się podobnymi pomysłami, jest wiele. Co ciekawe odbierają je również osoby, któ re nie mają zdolności krawieckich, lub boją się konfrontacji z maszyną do szycia. Jeżeli brakuje nam pomysłów, wystarczy w wyszukiwarkę wpisać kilka fraz kluczowych. Po zdaniu „jak kreatywnie przerobić ubranie” pojawią się nam propozycje takie jak: świetny pomysł, jak przemienić męską koszulę w wyjątkową bluzkę, jak dokonać metamorfozy swetra, jak

arcturus - sham mirrors

ci, którzy liczyli na kontynuacje karnawałowego szaleństwa niech wiedzą, że cyrk zwinął swe powoje. nie ma karłów i kramów o zapachu kadzidła i pieczonego mięsa, nie ma też cyrkowców i połykaczy ognia. od akrobacji na linie bliżej było artystom do gwiazd niż zebranej na ziemi gawiedzi. nic dziwnego zatem, że ich wzrok utkwił na tajemnicy nieba. chyba wtedy właśnie muzycy na nowo odkryli gwiazdę w konstelacji wolarza. owe ciało niebieskie, kryjąc w sobie odpowiedzi na pytania o czas, absolut i bezkres, iluminuje intensywną, choć niespełna 43-minutową kaskadą gitarowo-klawiszowych emisji zbliżających się do tajemnic kosmosu. forma utworów, jak już sobie powiedzieliśmy, snuje się gdzieś w korytarzach nieba, a sposób aranżacji materii lśnienia przywodzi na myśl kompozycje progresywno-rockowe lat 70-tych. „arcturus” nadaje jednak swym utworom cięższy wydźwięk, posiłkując się przy tym audionowinkami ze świata brzmień ekstremalnych, ale nie tylko… bo sam proces zatopienia partytur we wsze