Przejdź do głównej zawartości

lucid dream

zastanawiam się czy wolałbym przenieść rzeczywistość senną do rzeczywistości realnej, czy może realizm do snu. jakie miałbym korzyści z takiej zamiany, i która byłaby dla mnie lepsza? przenosząc umiejętność, którą nabyłem, a właściwie otrzymałem we śnie, wprost do jawy, byłaby to na pewno umiejętność latania (niestety blisko okien). taka początkowa jej faza. nieukończona, bowiem moment wyjścia za próg okna nigdy nie stał się dla mnie tak prosty, jak przejście między pokojem a kuchnią, czy chodnikiem a klatką. tego etapu sen nie ukazuje. jestem albo ciągle wewnątrz, dosłownie na chwilę przed wyjściem, albo ni stąd, ni zowąd już na zewnątrz. ten niewiadomy czas przejścia jest jak rozciągnięty na czarno kadr. zatem jaką miałbym korzyść z przeniesienia tej wybrakowanej umiejętności w realną rzeczywistość. chcąc wyjść za okno musiałbym przejść przez czarny pasaż. a to zawsze przypomina chwilowy zanik świadomości. po czym znajdowałbym się już na dworze w okolicach trzeciego piętra. zawieszony w powietrzu, ale blisko ściany. to trochę jak skok do wody, którego tak naprawdę nie było. jest tylko kąpiel. tutaj w powietrzu. przyjemna, niemniej jednak wybrakowana. a jednak zastanawiam się, czy w tym lotnym stanie łatwiej odczuwa się grawitację ciał stałych, takich jak kamienica czy drzewo. podświadomość jest silnie zakorzeniona w prawach fizyki. chyba nigdy nie zdarzyło mi się we śnie, abym wychodząc za parapet uniósł swój ciężar od razu w górę. zawsze wiąże się to z nieprzyjemnym osunięciem w dół. zastanawiam się, ile razy moje wyjście za próg kończyło się krańcowym upadkiem w dół. czy czarny kadr, nie jest tak naprawdę ciemnym materiałem przykrywającym moje ciało leżące na chodniku? zasłaniającym zbyt wrażliwe receptory autokontroli, które nie zadziałały na czas. ale czy moja śmierć tam nie powinna się wiązać ze śmiercią tutaj, tzn. w łóżku? w okolicznościach niedawno zmienionej pościeli. zatem centralny układ odpornościowy cały czas pracuje nad oszukiwaniem przeznaczenia. spontaniczny akt wyjścia jeszcze nie w pełni zautomatyzowany przez inżynierię oniryczną. może transfer jest jeszcze za wolny, by dokonać to płynne przejście między fizyka i metafizyką?
drugą z sennych umiejętności, którą chciałbym przenieść w realność jest uczestnictwo towarzyszące (bierne) w zdarzeniach. opcja niewidzialności prawie doskonałej. chociaż i ona posiada pewne niedociągnięcia. czasem zdarza się zdemaskowanie bohatera uczestniczącego (osobowego ducha). jak się okazuje bardzo trudno jest przechytrzyć prawa logiki nawet w sennych realiach (sennej siatce odniesień, leniwych, ale prawdopodobnych algorytmów). wydaje mi się, że to za sprawą płynno-miazmatycznego administratora, który nie dopuszcza do udziału cielesnego fantomu w następstwach zdarzeń. oczywiście zdarza się, że podglądanie nie zostaje zarejestrowane, a tym samym nie jest zwieńczone wstydem, tak jak i próby latania nie koniecznie kończą się fiaskiem...
trzecim aspektem do adopcji na potrzeby jawy byłby kalejdoskop zdarzeń, nieskończona wymienność kadrów. żonglowanie nie nużącymi stanami emocjonalnymi... chociaż moje doświadczenia podpowiadają mi, że stabilność tych przedsięwzięć jest mała. poza tym śniący umysł podsuwając kolejne projekty sennej fabuły, nie gwarantuje bezpieczeństwa treści. zdarza się, że obłożone pozytywnym wywoływaczem wątki, z jakiś powodów nie chcą się wydobyć. umysł w poszukiwaniu ciągów dalszych odwołuje się do niewyczerpanych zasobów rzeczywistości (archiwum taśm prozy), z których może wybrać niekoniecznie tę optymistyczną. znów jest to sprawa prostych zasad zachowania realności. dlatego tę umiejętność należałoby zaadoptować z możliwością nieograniczonej ingerencji w nią. zdarza się bowiem, że w ferworze transferu nieoptymistycznych zdarzeń umysł doznaje aberracji, popada w gorączkę (jaźń chce dla siebie dobra, ale umysł losuje złe zdarzenie). kadry nakładają się na siebie. nie dochodzi do żadnego rozwiązania. co najwyżej do przebudzenia się. dlatego wszelkie projekcje senne powinny zostać wyniesione na światło dzienne. a tam opisane jako istotne lub nieistotne. w ten sposób podświadomość zostałaby uratowana przed niedojrzałością...

w celu poprawy warunków życia we śnie, z rzeczywistości chciałbym przenieść większą konsekwencję logiczną. każda psychomachia powinna być zwieńczona diagnozą. dopiero w jej efekcie powinno następować kolejne zdarzenie. aby poprawić higienę snu należałoby zainicjować większą dbałość o szczegóły - mniej sepii, a więcej ostrości. jakoś należałoby też rozwiązać problem przemieszczania się. może nie koniecznie za pomocą adaptacji komunikacji miejskiej, ale poprzez bardziej usystematyzowaną umiejętność przenoszenia się w pożądane miejsca. nie ma nic gorszego, niż podświadomość, która dla inicjującego impulsu podsyła alternatywne rozwiązanie, gdyż z jakiś powodów nie może odesłać do wybranego miejsca. ostatnio miał to być jakiś wolny pokój, bo ten, w którym znalazłem się w sytuacji intymnej, okazał się być zajmowany przez jakąś osobę, w dodatku ów osoba zajmowała tę samą kanapę, z której mówiła do mnie: "nieźle ci idzie". faktycznie miałem podobne odczucia i ten komentarz zdał mi się zbędny. dlatego też dla większego komfortu psychicznego wszelkie przypadkowe osoby powinny przechodzić testy, w specjalnie przygotowanych do tego pomieszczeniach. w nich to, ocenie byłaby poddawana ich przydatność i intencje. póki co mam dwie przestrzenie, gdzie mogę mnożyć rzeczy do woli. jedną z nich postaram się rozbudować za pomocą sztuczek z lucid dreams.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Melodramatem w blockbustera – Matrix wersja 4.1

Thomas Anderson jest uznanym twórcą gier komputerowych. Sławę w świecie cyfrowej rozrywki zawdzięcza trzyczęściowej serii gier RPG o nazwie Matrix. Przyjęło się, że bezpośrednią inspiracją do ich stworzenia było anime Ghost in the Shell, twórczość pisarska K. Dicka i Gibsona oraz platoński motyw idei i cieni. Niewiele osób jednak wie, że to narracja stworzona na potrzeby medialne. Prawdziwy wpływ na wykreowany w grze świat, w którym ludzkość stała się źródłem energii dla rządzących światem maszyn, miało spotkanie w warsztacie motocyklowym na obrzeżach Nowego Jorku. Pewnego jesiennego popołudnia Anderson udał się do niego w celu naprawy elektrycznej hulajnogi. Zachwycił się w nim zjawiskową ubraną w czarny doskonale opinający sylwetkę kombinezon damą. A także jej czarnymi przylegającymi do głowy niczym uniform krótko przystrzyżonymi włosami. Sposób, w jaki wjechała przez drzwi warsztatu, zarzucając tylnym kołem wyścigowego motoru, by z gracją, ale i odrobiną nonszalancji zsiąść z niego

Fair trade vs branża mody

  Ubraniowe DIY Przeglądając ostatnio facebookową ścianę, trafiłem na rolkę, w której szczupła modelka w doskonale przylegającej do ciała, beżowej spódnicy, wsuwa pod nią – jeden po drugim – trzy małe zwężające się ku środkowi pierścienie, a na powstałe na zewnątrz wypukłości nakłada gumkę lub sznurek. W ten sposób prosta kreacja zyskuje ciekawą aplikację w postaci upiększających spódnicę wypustek. Być może w takim stroju ciężko byłoby zaszaleć, ale zapozować do zdjęcia lub wyjść do restauracji już tak. Filmiki, na których stylistki lub blogerki modowe dzielą się podobnymi pomysłami, jest wiele. Co ciekawe odbierają je również osoby, któ re nie mają zdolności krawieckich, lub boją się konfrontacji z maszyną do szycia. Jeżeli brakuje nam pomysłów, wystarczy w wyszukiwarkę wpisać kilka fraz kluczowych. Po zdaniu „jak kreatywnie przerobić ubranie” pojawią się nam propozycje takie jak: świetny pomysł, jak przemienić męską koszulę w wyjątkową bluzkę, jak dokonać metamorfozy swetra, jak

arcturus - sham mirrors

ci, którzy liczyli na kontynuacje karnawałowego szaleństwa niech wiedzą, że cyrk zwinął swe powoje. nie ma karłów i kramów o zapachu kadzidła i pieczonego mięsa, nie ma też cyrkowców i połykaczy ognia. od akrobacji na linie bliżej było artystom do gwiazd niż zebranej na ziemi gawiedzi. nic dziwnego zatem, że ich wzrok utkwił na tajemnicy nieba. chyba wtedy właśnie muzycy na nowo odkryli gwiazdę w konstelacji wolarza. owe ciało niebieskie, kryjąc w sobie odpowiedzi na pytania o czas, absolut i bezkres, iluminuje intensywną, choć niespełna 43-minutową kaskadą gitarowo-klawiszowych emisji zbliżających się do tajemnic kosmosu. forma utworów, jak już sobie powiedzieliśmy, snuje się gdzieś w korytarzach nieba, a sposób aranżacji materii lśnienia przywodzi na myśl kompozycje progresywno-rockowe lat 70-tych. „arcturus” nadaje jednak swym utworom cięższy wydźwięk, posiłkując się przy tym audionowinkami ze świata brzmień ekstremalnych, ale nie tylko… bo sam proces zatopienia partytur we wsze