Przejdź do głównej zawartości

phantoms der nacht

o the fanthoms wielokrotnie słyszałem w radioaktywnej aktywacji, a także w autorskiej sunday at devil dirt. jednak, że rzadko zapuszczam się w rejony rockowe, trochę pominąłem ten zespół. funkcjonował on w mojej głowie, jak sama nazwa wskazuje, trochę jak fantom. duch z odciętą materią. popsuta pocztówka grająca z widocznym na okładce tytułem, który mówi wszystko i nic zarazem. o the vinyl stitches usłyszałem przy okazji sobotniego koncertu, oczywiście ze strony sunday... gdybym jednak nie został zaproszony na występ przez martę (czerwony kubraczek i biało-niebieska pilotka cud miód) to bym zapewne zapomniał o tym wydarzeniu. nie ukrywam występ był dla mnie raczej okazją do spotkania znajomych niż poznawania nowych dźwięków. zatem z pragi, gdzie byłem udaję się w kierunku obiektu znalezionego, – bo tam ten koncert ma się odbyć. wcześniej udaje mi się ominąć kontrolerów, którzy nie wiedzieć, czemu wchodzą tylko do przedniego przedziału tramwaju nr 4. uf, dzisiaj chyba szczęście mi sprzyja. w obiekcie jestem za kwadrans dziesiąta. widzę jak mike rozmawia z kimś nieznajomym. witamy się. to vinn-sinister basista vinyli. salka koncertowa jest jeszcze pusta. patrzę na filary i scenę z rozstawioną perkusją, za nimi tapeta do videoprojekcji. klub ma jeden korytarz komunikacyjny z barem na początku i końcu. po drodze kilka sal we wnękach. miło. wystrój bez przepychu. architektura szarości, ale czuję się w niej dobrze. około 22 na scenie pojawia się support. phantomsi są posągowi i bezemocjonalni. no może prócz gitarzysty, na którego licu czasem gości uśmiech. przypominają mi niewinnych czarodziei wajdy. basista i klawiszowiec w jednej osobie ma ciemne bryle (gościnny udział szymona małeckiego z rotofobii) to taki rockenrollowy marek hłasko. oldskulowy był też bębniarz, który grał na stojąco. ubrany w jasną, wyjściową koszulę i mega wielkie szyby (albo reflektory, jak kto woli). jego zestaw perkusyjny ograniczony był do minimum, dwa talerze, przejście, werbel i stopa. ta ostatnia nie śpieszna pam… pam… pam pam. osom. wokalista zapięty pod szyję, stonowany z mocnym gardłowym głosem. ale ważne, że emocje pojawiają się po drugiej stronie sceny. i tak też się dzieje. phantomsi grają hipnotycznie i krótko (świetna uwaga piotrka). ma to swój urok, bo cały czas czeka się na coś jeszcze bardziej elektryzującego. jestem pod dużym wrażeniem. a już całkowicie nie mogę wyjść z podziwu, nie będę tu oryginalny, z wykonania utworu tytułowego. był wciągający, mimo, że kończył się już dwa razu. powrót do przewodniego motywu za każdym razem był trochę inny, oszałamiający, aż musieliśmy wymienić się wrażeniami, podczas gdy jeszcze trwał. z tyłu za muzykami wizualizacje. warszawa nocą. prosty pomysł. dla marty kadry mogłyby być jeszcze bardziej nieostre. a sceny ukazują po kolei plac bankowy, ukryty pomnik papieża, rozmyte światła, pusty park i ławki, muzyka phantomsów, który na ulicy zapala papierosa, schodzi w dół do metra. absolutny strzał w dziesiątkę. po phantomsach przyszła kolej na the vinal stitches. wydaje mi się, że będzie im trudno konkurować z poprzednikiem. zaczynają bardzo energetycznie. cięższe brzmieniowo, nieodrodne dzieci velvet underground i brudnych lat siedemdziesiątych. za bębnami sam-bam kobitka o jasnych włosach i zapewne ciemnej duszy. podobno perkusiści grają całym ciałem. w sobotę było to widać jak na dłoni. prosty rytm, ale jaka energia i te podrygujące włosy… żywioł tak wielki, że kilka razy musiała ona poprawiać ułożenie swojego instrumentu. gitarzyści o obowiązkowych bokobrodach wyobrazili sobie, że nieźle byłoby tworzyć muzykę nie tylko dla dziewczyn i ten zamiar udał im się w pełni. a ja minionej soboty miałem się tylko spotkać ze znajomymi, a na parkiecie znowu zostawiłem nie małą cześć zdrowia. after party skrojone wybornie poza kilkoma odchyłami w kierunkach brzmień bardziej dyskotekowych. co do całości, powtórzę to, co powiedziałem nad wisłą, gdy po koncercie udaliśmy się tam z częścią znajomych: jeżeli kapela umie wciągnąć grając zarówno wolno jak i szybko, to mnie przekonuje. w sobotę obie kapele grały wciągająco, ale phantoms zaprezentowali szersze spektrum możliwości. nie nużąc przy tym. dla mnie numer jeden.

Komentarze

  1. Widzisz warto było się zjawić men. Zajebisty gig, a Phantoms od dawna chwaliłem:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

W oczekiwaniu na debiut poetycki „Sprzedam dom” Łukasza Pawłowskiego

Czym mnie ujęła książka, która mam nadzieję, już niebawem ujrzy światło dzienne? Dlaczego Sprzedam dom to dzieło absorbujące zarówno formalnie, jak i tematycznie? Zacznę od struktury tomiku. Autor podzielił go na segmenty odwołujące do przestrzeni domu – od ganku przez salon, kuchnię, aż po podwórko. Niczym metaforyczny rzut poziomy (ewentualnie pionowy) jest liryczną dokumentacją emocji, relacji i wspomnień. Ten umiejscawiający w przestrzeni zabieg pozwolił mi stać się gościem intymnego świata, w którym każda z powierzchni niesie ze sobą inne doświadczenie, inne obciążenie, ale także inne formy nadziei.   Dom jako przestrzeń antropologiczna i symboliczna W ujęciu antropologicznym dom rodzinny to nie tylko schronienie, lecz także symbol tożsamości i więzów społecznych. W poezji Pawłowskiego dom staje się jednak obszarem walki – z ograniczeniami, toksycznymi relacjami i narzuconym dziedzictwem. Dwuwiersz „nabieram wodę w usta podlewam/to co ze mnie twoim jest nieistotne” stan...

Fair trade vs branża mody

  Ubraniowe DIY Ostatnio natrafiłem na ciekawy filmik na Facebooku, na którym szczupła modelka w obcisłej, beżowej spódnicy wprowadza do jej wnętrza trzy zwężające się pierścienie, jeden po drugim, a następnie nakłada na nie gumki. Prosta kreacja nabiera interesujących wypukłości, które nadają jej nowego charakteru. Choć taki strój może nie być idealny na imprezowe szaleństwa, doskonale sprawdzi się na zdjęciu czy w eleganckiej restauracji. Takie kreatywne pomysły można znaleźć na wielu filmikach od stylistek czy blogerek modowych, które dzielą się swoimi trikami. Osoby które, jak ja nie mają doświadczenia w szyciu ani nie czują się pewnie z maszyną do szycia, wystarczy, że wpiszą w wyszukiwarkę frazę „jak kreatywnie przerobić ubranie” i znajdą mnóstwo inspiracji – od metamorfoz męskiej koszuli po przeróbki swetrów i odświeżenie starych, nudnych ubrań. To doskonała sposobność, by spróbować swoich sił w ubraniowym DIY! Marynarka Blake'a Carringtona Kreatywne pomysły co zro...

Podsumowanie muzyczne 2018 (najczęściej słuchane przeze mnie płyty w minionym roku)

Tony Alen & Jeff Mills - Tomorrow comes the harvest Czy spotkanie afrobeatu z elektroniką spod znaku sceny Detroit może oznaczać schłodzenie tego pierwszego i podniesienie temperatury tej drugiej? Konfrontacja zaczyna się od dość mrocznego Locked and loaded , a dźwięki ze sceny, na której dochodzi do muzycznej synergii, ewoluują dość nieśpiesznie. Wszystko to za sprawą rytmiki, która rozgrywa się raczej w wolnym metrum, transowo, a poprzez jazzowo-funkowe struktury zachęci zwłaszcza miłośników nieco bardziej połamanych brzmień. Za całość odpowiedzialne są dwie, zasłużone dla wymienionych powyżej stylów muzycznych, postaci: Tony Allen (rocznik ’40) i Jeff Mills (rocznik ’63). Album zawiera zaledwie 4 utwory, które tak jak The night watcher z gościnnym udziałem Carla Hanckoka Ruxa na wokalu, pojawią się też w wersjach instrumentalnych, a także spreparowanych i nieco wydłużonych. Sons of Kemet - Your queen is a reptile Znany z wielu projektów muzycznych (Sun Ra ...