Przejdź do głównej zawartości

leśni ludzie w progresji

weekend obfitował w koncerty. sobota upłynęła pod znakiem energetycznego rocka, niedziela pod znakiem żywiołowego metalu.

w progresji jesteśmy o 19.40. na szczęście było opóźnienie. troll gnet el (trol gnie świerk) zaczął jakiś kwadrans przed naszym przyjściem. bierzemy piwo i wchodzimy na salę. przed nami piątka muzyków. żywiołowy folk metal w spódnicach w kratę. tempo umpa, umpa, ale gdzie trzeba zwolnienia. skład z st. petersburga daje niezły pokaz. w szeregach prócz gitar i bębnów, fujarka i skrzypce. flecistka gra i śpiewa na przemian. gdy używa głosu chowa instrument za plisę rękawa. ma pogańską suknię i mocny wokal. śmiesznie wypadają utwory śpiewane w ojczystym języku. jak przystało na kapelę tego typu tzn.: z folkowo-piwnym przechyłem, prócz muzyki, nie mogło zabraknąć chmielowego trunku na scenie. muzycy popijali go w dużych drewnianych antałkach. wokalista (i gitarzysta zarazem) – poganin pełną gębą, z zakolami i o słusznej tuszy ma dobry kontakt z publiką. czytaj: po kilku haustach bursztynowego napoju i pozdrowieniach w języku polskim zyskuje sympatię publiczności. kapela gra krótki bis. w końcowym utworze pamiętam rozświetlony kaganek w ręce wokalistki i jej ciepły głos.

wymiana instrumentów. za chwile na scenie pojawią się przedstawiciele melodyjnego death. pierwsza próba triggerów robi wrażenie. piotr (red. kolega – przyp. autora) mówi, że nie ma jak podwójna stopa w końcówce „deliverance” opeth. ale to płyta, a ja pamiętam jak element ten zagłuszał nieco występ tychże, podczas marcowego koncertu w innym miejscu. zresztą za chwilę będziemy mogli się przekonać jak wypadnie to w progresji. norther zaczyna od klawiszowej preparacji motywu wziętego niczym z jeziora łabędziego, później już tylko ściana dźwięku, ekstrema i przedzierający się przez to gardłowy wokal. wszyscy muzycy mają przed sobą statywy. będą tworzyć chóry, a w przypadku drugiego gitarzysty dość regularnie będzie on zaznaczał swoją obecność w utworach czystym głosem. wykonanie całości bez zarzutu przy minimalnej oryginalności muzyki. dla mnie w tym gatunku bardzo wiele już na samym początku powiedziała grupa dark tranquillity wraz z genialnym albumem „the gallery”. niemniej jednak cieszyłem się, że folk metal nie zdominował w całości niedzielnego koncertu. zawsze to urozmaicenie. muzyka zespołu często wędrowała w kierunku heavy metalu i hardcore’u. niemniej jednak zabawę przy norther traktuję trochę jak skok do muzycznego świata, w którym nic mnie nie zaskoczyło, a już na pewno nic z tego występu nie zostanie mi w pamięci… chyba, że za głośne stopy. zagrywki ginęły w ich tumulcie. ja wiem, że to standard w metalu. ale wypadałoby się zastanowić czy kapele nie zaczynają przez to brzmieć identycznie.

teraz o koncercie gwiazdy wieczoru. nie miałem określonych oczekiwań prócz żywiołowości i… materiału z mojego ulubionego „tervaskanto” (ha, ha!). od razu napiszę, że grupa zagrała trzy utwory z tego albumu, w tym jeden na bis. występowi korpiklaani przysłuchiwałem się z małej sceny. wygodne miejsce, dobra widoczność, natomiast jeżeli chodzi o nagłośnienie: miałem wrażenie, że jestem w innym pomieszczeniu. widziałem, ale nie rejestrowałem występu finów. może to oszołomienie głośnością norther. a może było za cicho. nie wiem. to nie ten akordeon i nie te skrzypce. zatem przenoszę się na środek. wsłuchuje się. jest lepiej. wokalista zagaduje i pozdrawia publiczność. przyjęcie jest gorące. zresztą jak muzyka. humppy jak powiedzieliby finowie. skrzypek gra od ucha do ucha mimo dość specyficznej mimiki twarzy. łamaną angielszczyzną, która jest dla mnie kompletnie niezrozumiała, wokalista zaprasza na scenę trzy całkiem wygimnastykowane dziewczyny (jedna naśladuje jazdę niczym na rodeo, zainteresowanie wzrasta). tempo utrzymuje się na tym samym poziomie, jest szybko i melodyjnie. instrumenty ciekawie się uzupełniają. niemniej jednak akordeon jest dla mnie cały czas za cicho. gdzieś tak w połowie setu basista musi wyjść do toalety… wiadomo to przecież beer metal. zaraz potem główny krzykacz przewraca się w kałuży piwa, które rozlał. wstaje, robi koziołka i decyduje się wskoczyć w publiczność…

na koniec muzycy korpiklaani zapraszają do wspólnego grania muzyków trolla. skrzypek tego drugiego intonuje „kalinkę” i zaczyna się kilkuminutowa jazda. korci mnie żeby się jeszcze pobawić, ale odeszły mnie siły. stoję, a i tak cieknie ze mnie pot. wychodząc, odwracam się jeszcze czy coś mnie nie omija. chyba nie. o 0:36 mam nocny.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Matrix 4.1 - wersja alternatywna

Thomas Anderson jest uznanym twórcą gier komputerowych. Sławę w świecie cyfrowej rozrywki zawdzięcza trzyczęściowej serii gier o nazwie Matrix. Przyjęło się, że bezpośrednią inspiracją do stworzenia alternatywnej rzeczywistości, znanej z popularnych w późnych latach dziewięćdziesiątych i na początku lat dwutysięcznych gier, było dla niego anime Ghost in the Shell , twórczość pisarska K. Dicka i Gibsona oraz platoński motyw idei i cieni. Thomas Anderson, jak wiele nietuzinkowych ludzi, skrywa sekret. Niewiele osób wie, że bezpośrednim bodźcem do stworzenia świata, w którym ludzkość stała się źródłem energii wykorzystywanym przez rządzące światem maszyny, było spotkanie w warsztacie motocyklowym, gdzieś na obrzeżach Nowego Jorku. Pewnego jesiennego popołudnia Anderson udał się do niego w celu naprawy uszkodzonej hulajnogi. Należy dodać, że elektrycznej. Tam uległ zachwytowi nad ubraną w czerń kobietą, w perfekcyjnie przylegającym do jej sylwetki kombinezonie i krótkimi, utrzymanymi

arcturus - sham mirrors

ci, którzy liczyli na kontynuacje karnawałowego szaleństwa niech wiedzą, że cyrk zwinął swe powoje. nie ma karłów i kramów o zapachu kadzidła i pieczonego mięsa, nie ma też cyrkowców i połykaczy ognia. od akrobacji na linie bliżej było artystom do gwiazd niż zebranej na ziemi gawiedzi. nic dziwnego zatem, że ich wzrok utkwił na tajemnicy nieba. chyba wtedy właśnie muzycy na nowo odkryli gwiazdę w konstelacji wolarza. owe ciało niebieskie, kryjąc w sobie odpowiedzi na pytania o czas, absolut i bezkres, iluminuje intensywną, choć niespełna 43-minutową kaskadą gitarowo-klawiszowych emisji zbliżających się do tajemnic kosmosu. forma utworów, jak już sobie powiedzieliśmy, snuje się gdzieś w korytarzach nieba, a sposób aranżacji materii lśnienia przywodzi na myśl kompozycje progresywno-rockowe lat 70-tych. „arcturus” nadaje jednak swym utworom cięższy wydźwięk, posiłkując się przy tym audionowinkami ze świata brzmień ekstremalnych, ale nie tylko… bo sam proces zatopienia partytur we wsze

Zrównoważony rozwój vs branża mody

  Ubraniowe DIY Przeglądając ostatnio facebookową ścianę, trafiłem na rolkę, w której szczupła modelka w doskonale przylegającej do ciała, beżowej spódnicy, wsuwa pod nią – jeden po drugim – trzy małe zwężające się ku środkowi pierścienie, a na powstałe na zewnątrz wypukłości nakłada gumkę lub sznurek. W ten sposób prosta kreacja zyskuje ciekawą aplikację w postaci upiększających spódnicę wypustek. Być może w takim stroju ciężko byłoby zaszaleć, ale zapozować do zdjęcia lub wyjść do restauracji już tak. Filmiki, na których stylistki lub blogerki modowe dzielą się podobnymi pomysłami, jest wiele. Co ciekawe odbierają je również osoby, któ re nie mają zdolności krawieckich, lub boją się konfrontacji z maszyną do szycia. Jeżeli brakuje nam pomysłów, wystarczy w wyszukiwarkę wpisać kilka fraz kluczowych. Po zdaniu „jak kreatywnie przerobić ubranie” pojawią się nam propozycje takie jak: świetny pomysł, jak przemienić męską koszulę w wyjątkową bluzkę, jak dokonać metamorfozy swetra, jak